Cześć!
Witam Cię serdecznie w moim świecie, w krainie młodego lekarza weterynarii, który próbuje nie zwariować, budując swoją zawodową ścieżkę. Chcę Ci pokazać jak od kuchni wygląda weterynaria, pokazać moje (przede wszystkim) zawodowe rozterki, przybliżyć moją pracę oraz historie pacjentów, którymi miałam okazję się zajmować.
Zapraszam do czytania.
O weterynarii
W weterynarii najbardziej kocham różnorodność. Najbliższa mojemu sercu jest interna małych zwierząt, tuż obok niej, w jej blasku, wygrzewa się medycyna stanów nagłych. Interna jest królową dyscyplin medycznych, jest fundamentem medycyny, bez którego nie wyobrażam sobie leczenia. Dla wielu jednak jest nudna i niepotrzebna. Dla mnie jest inspirująca i wymagająca. To wielki wór, w którym znajdziemy mnóstwo medycznych specjalności – łącznie z moją ukochaną ultrasonografią.
Critical care z kolei dodaje mi skrzydeł, wymaga szybkiego podejmowania decyzji i myślenia. To taki wyrzut adrenaliny, który uzależnia. To błędy, które się popełnia. Pamiętam, kiedy jedna z dziewczyn z personelu technicznego, opisując na prośbę praktykantów każdego lekarza, opisała mnie krótkim zdaniem: Beata to są przypadki emergency.
a co poza weterynarią?
Poza byciem lekarzem weterynarii raczkuję w sportach sylwetkowych, choć to może ciągle za dużo powiedziane. Innymi słowy swój czas wolny spędzam na siłowni, wychodząc poza swoją strefę komfortu. Przerzucanie żelastwa pozwala mi odpocząć, a efekty sylwetkowe są jedynie przyjemnym i pożądanym rezultatem systematycznej pracy nad sobą. Być może dzięki temu uporowi i dyscyplinie, które każą mi dokładać coraz więcej kilogramów na sztangę (mimo ciągłych porażek), uda mi się kiedyś połączyć pracę i siłownię. Być może kiedyś, będę mogła zaoferować swoją pomoc w osiągnięciu lepszej sylwetki, lepszego samopoczucia, lepszych wyników siłowych.