W zawodzie pracuję krótko, bo chyba w październiku minęły dwa lata. Zresztą nie wiem czy dokładna liczba przepracowanych przeze mnie miesięcy jako lekarz weterynarii ma jakiekolwiek znaczenie. Pracuję po prostu krótko. Czy to znaczy, że nic nie wiem? Że nie powinnam poruszać niektórych tematów? Być może. Wiem, że bez względu na staż zawodowy są rzeczy, które mnie irytują w tym zawodzie. Dzisiaj będzie o ponoszeniu odpowiedzialności i trochę o tym, że z jakiegoś powodu nie jesteśmy autorytetami (w swojej dziedzinie) dla społeczeństwa.
Jako lekarz weterynarii przyrzekam, że w zgodzie z mym powołaniem, w trakcie pełnienia obowiązków zawodowych będę postępował sumiennie i zgodnie z aktualną wiedzą weterynaryjną…
Zdaje sobie również sprawę z tego, że ten tekst nie zjedna mi przyjaciół, ale być może otworzy drzwi do dyskusji nad odpowiedzialnością za leczenie zwierząt i ludzi.
Wszyscy inni wiedzą lepiej, a lekarze się nie znają.
Chyba nic bardziej nie wkurza mnie niż podważanie moich kompetencji słowami „bo hodowca powiedział, że…”. I to wcale nie tak, że nie lubię i nie szanuję hodowców. Bo tak nie jest. Są oczywiście tacy, którym własnoręcznie odebrałabym zwierzęta, bo traktują je jak maszynkę do zarabiania pieniędzy, eksploatując przy tym do granic wytrzymałości. Ale jest też mnóstwo takich, którzy naprawdę mają pojęcie o chowie i rozrodzie zwierząt, o genetyce, o potrzebach socjalizacyjnych szczeniąt i kociąt i tak dalej i tak dalej. To są profesjonaliści. A profesjonaliści mają to do siebie, że nie zajmują się rzeczami, o których nie mają pojęcia.
Moim ulubionym przykładem są szczepienia przeciwko wściekliźnie. Często zdarza mi się słyszeć z ust świeżo upieczonych właścicieli, że pierwsze szczepienie przeciwko wściekliźnie powinno być wykonane dopiero po ukończeniu roku, bo tak powiedział hodowca. Argumenty, które są wtedy przytaczane są dla mnie niezrozumiałe (bo zęby będą nie takie, bo głowa nie urośnie etc.). Prawo mówi jasno o ochronie zdrowia zwierząt oraz o zwalczaniu chorób zakaźnych u zwierząt:
Art. 56.
1. Psy powyżej 3 miesiąca życia na obszarze całego kraju oraz lisy wolno żyjące na obszarach określonych przez ministra właściwego do spraw rolnictwa podlegają obowiązkowemu ochronnemu szczepieniu przeciwko wściekliźnie.
2. Posiadacze psów są obowiązani doprowadzić psy do wyznaczonych przez powiatowego lekarza weterynarii punktów szczepień w terminie 30 dni od dnia ukończenia przez psa 3 miesiąca życia, a następnie nie rzadziej niż co 12 miesięcy od dnia ostatniego szczepienia.
Jakoś o obowiązkach prawnych hodowcy nie wspominają. Dlaczego? Bo do ich kompetencji nie zaliczają się ani znajomość przepisów prawnych dotyczących ochrony zdrowia zwierząt, chorób zakaźnych zwierząt, ani umiejętności nabyte w czasie kształcenia zawodowego na kierunku weterynaria – tj. nie są przygotowani merytorycznie do leczenia zwierząt.
Podobnie sprawa ma się ze sprzedawcami ze sklepów zoologicznych oraz z „groomerami”. Czy wiecie dlaczego wykonywanie pseudo „sanacji jamy ustnej” w salonie urody dla psów jest pozbawione sensu? Pozwólcie, że zadam kilka pytań, które pozostawię bez odpowiedzi.
- większość zwierząt nie pozwala na zajrzenie do jamy ustnej. Jak więc możliwe jest usunięcie kamienia nazębnego ze wszystkich powierzchni zęba bez dokładnego obejrzenia wnętrza jamy ustnej?
- czy możliwe jest usunięcie kamienia nazębnego u przytomnego zwierzęcia z kieszonek dziąsłowych?
- czy możliwe jest usunięcie zębów, które usunięcia wymagają i opracowanie rany po ekstrakcji u zwierzęcia przytomnego?
- czy samo usunięcie kamienia nazębnego z widocznych, dostępnych dla narzędzia koron zębowych rozwiązuje problem np. „nieprzyjemnego oddechu”?
Pytań i problemów związanych z usługami stomatologicznymi „bez znieczulenia” w zakładach fryzjerskich dla zwierząt mogę mnożyć. Czy wiecie, że jeśli u zwierzęcia występuje przewlekły stan zapalny w jamie ustnej to możliwe jest powstanie patologicznych złamań w obrębie szczęki i żuchwy podczas manipulacji w jamie ustnej? Jak bezpiecznie grzebać w takiej paszczy, u psa który się wyrywa? A jeśli taki groomer w taki czy inny sposób uszkodzi nam psa – np. wyrywając zęba (do czego swoją drogą nie ma uprawnień) pozostawi fragment korzenia – to co się wydarzy? Kto za to odpowie? W jaki sposób odpowie? Kto będzie naprawiał ewentualne szkody?
A co ze sprzedażą preparatów kleszczobójczych zawierających permetrynę w sklepach zoologicznych „bez zebrania wywiadu” dotyczących gatunków zwierząt przebywających w domu? Gdybym ja omyłkowo sprzedała komuś kto ma kota preparat z pyretoidami mogłabym mieć problemy. A sprzedawca?
Kto odpowiada za leczenie zwierząt?
Za leczenie zwierząt odpowiadają osoby, posiadające wykształcenie kierunkowe, prawo do wykonywania zawodu lekarza weterynarii, są zrzeszone w odpowiedniej, dla miejsca wykonywania pracy, izbie zawodowej. Jedno wynika z drugiego. Nie można wykonywać zawodu lekarza weterynarii nie spełniając pewnych formalnych wymogów.
Powołaniem lekarza weterynarii jest dbałość o zdrowie zwierząt oraz weterynaryjna ochrona zdrowia publicznego i środowiska. Celem nadrzędnym wszystkich jego działań jest zawsze dobro człowieka w myśl dewizy: „Sanitas animalium pro salute homini”.
Za leczenie zwierząt i za ewentualne błędy w sztuce lekarskiej odpowiadam przed izbą zawodową. Czy istnieją jakieś instytucje, które mogą pociągnąć do odpowiedzialności zawodowej za leczenie zwierząt hodowców czy sprzedawców ze sklepów zoologicznych albo zwierzęcych fryzjerów? Poza oczywiście drogą prawa cywilnego. Otóż nie. Czy hodowca, fryzjer lub sprzedawca może stracić prawo do udzielania porad i usług medycznych? Nie, bo nie można stracić czegoś czego się nigdy nie posiadało.
Kiedy w wyniku mojego błędu, a przecież wszyscy jesteśmy ludźmi i często się mylimy, dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, mogę stracić możliwość wykonywania swojego wyuczonego zawodu. Mogę utracić możliwość robienia tego, co kocham. Dokładnie tak samo jest w medycynie ludzkiej. Czy pan znachor – jest taki jeden słynny, który „leczy” witaminą C tak skutecznie, że wpędza ludzi do grobu – utraci możliwość zarobkowania i swoje dobre imię, gdy popełni błąd? Nie. Na medykach, którzy popełnili błąd społeczeństwo nie pozostawia suchej nitki.
A jakie konsekwencje ponosi osoba bez wykształcenia medycznego, nie mająca uprawnień do świadczenia usług medycznych, w wyniku działań której ktoś ucierpi?
Podsumowanie
Jak to się dzieje, że mając taką wiedzę, takie możliwości ciągle dla wielu nie jesteśmy autorytetem w dziedzinie medycyny weterynaryjnej? Dlaczego w kwestiach medycznych często większy posłuch wśród właścicieli zwierząt mają sprzedawcy ze sklepów zoologicznych, hodowcy, groomerzy? Z czego to wynika? Dlaczego często, mając udokumentowaną dysplazję u psa, słyszę od właścicieli, że hodowca powiedział: „ale to niemożliwe.”?
Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu i ciągle nie znajduję odpowiedzi. Czy to wynika z mojego młodego wieku i tego, że „mało w życiu widziałam”? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Chciałabym tylko, żeby każdy z nas zajmował się tym na czym się zna, żebyśmy wszyscy byli ekspertami w swoich dziedzinach i żebyśmy ze sobą współpracowali, uzupełniając się wzajemnie.
PS
Karmy bez zbożowe wg. najnowszych badań nie są wcale takie „fajne” jak przez dłuższy czas uważano.