Minął w zasadzie rok odkąd pracuję w miejscu czynnym całodobowo. I nie żałuję ani minuty spędzonej w pracy. Bywa ciężko, cholernie ciężko, tak że człowiek ma ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady, ale taka już jest weterynaria. To ciężki kawałek chleba. Trzeba się naprawdę urobić po łokcie. Niestety, nie jest kolorowo. Codziennie widuję ogrom nieszczęścia, choroby, cierpienia i zaniedbania. To naprawdę może zrujnować życie lekarza, a na pewno jego zdrowie psychiczne. Zapewne można by znaleźć inną pracę, w innej branży, spokojniejszą, lepiej płatną z normowanym czasem pracy. Taką, gdzie zapomina się o pracy tuż po zamknięciu drzwi budynku. Ale czy wtedy człowiek czułby się lepiej? Czy nie lepiej jest spróbować zawalczyć o ten modny ostatnio work-life balance?
Jako młoda lekarka zaczynam powoli dojrzewać do pewnych spraw. Przede wszystkim do tego, żeby starać się nie myśleć CIĄGLE o swoich pacjentach, o zwierzakach, których ktoś polecił mojej opiece. Staram się zostawiać pracę za drzwiami mieszkania, ale niejednokrotnie dzwonię do pracy po pracy i atakuje na każdej możliwej platformie znajomych pytaniami o moich pacjentów lub o tych, którymi zajmowałam się jako tzw. lekarz szpitalny. Wydaje mi się, że takie podejście (nadmierne myślenie o pracy) jest jedną z głównych przyczyn wypalenia zawodowego, którego chciałabym za wszelką cenę uniknąć.
Zaczynam dochodzić do wniosku, że praca powinna być tylko i aż pracą, a nie sensem życia. Branża weterynaryjna jest bardzo ciężka, wyczerpuje emocjonalnie, o czym świadczą statystyki samobójstw. W 2015 roku Centers for Disease Control and Prevention (CDC) przeprowadziło badania, z których wynikało, że 1 lekarz weterynarii na 6 zapytanych ROZWAŻAŁ POPEŁNIENIE SAMOBÓJSTWA! Wiecie z czego tego wynika? Z tego, że stawiamy swoich pacjentów i ich opiekunów ponad siebie. Brzmi pięknie? Szkoda tylko, że niesie za sobą takie konsekwencje. Dlatego też staram się dbać o swoją higienę psychiczną. Praca ma być pracą, dom ma być domem. Oczywiście nie da się zrealizować tego założenia w 100%, bo po powrocie do domu trzeba siąść do książek, doniesień, artykułów. Rzecz w tym, żeby nauczyć się mieć czas na wszystko. Na pracę, naukę i odpoczynek. Myślę, że ten temat będzie się przewijał u mnie wielokrotnie. Żyjemy w dobie upadku psychiatrii w Polsce, rosnących oczekiwań klientów, ciągłej pogoni za perfekcją i kultem pieniądza. Temat jest ważny i nie może być zamiatany pod dywan.
Dojrzewam też powoli do podjęcia decyzji o tym, którą ścieżką zamierzam iść. Mam swoje plany, marzenia, cele. Zaczynam intensywnie myśleć nad ich realizacją. Wszystko jest jeszcze w powijakach, dlatego nie będę zdradzać Wam szczegółów. Planowanie kariery jest dla mnie bardzo trudne, w końcu nikt mnie tego nie nauczył. Droga do pewnego poziomu, który chcę sobą reprezentować jest długa, spodziewam się wielu trudności, ale mam nadzieję, że za 3, 5, 10 lat będę mogła powiedzieć, że jestem coraz bliżej celu. A on z pewnością będzie się oddalał – taka jest cena perfekcjonizmu.
Jedno małe marzenie mogę Wam zdradzić. Chciałabym publikować w prasie branżowej. Resztę planów, marzeń zachowam jeszcze w tajemnicy.