Medycyna weterynaryjna i możliwość praktykowania w klinice całodobowej nauczyły mnie jednego: nie myli się tylko ten, który nic nie robi. Nauczyłam się wyciągać wnioski z cudzych błędów – z postępowania lekarzy, którzy odsyłają do nas pacjentów, ale najwięcej nauczyłam się na swoich błędach, dzięki pomocy moich starszych kolegów, którzy wspierali mnie i wspierają dalej w procesie naprawiania szkód, jeśli już jakieś błędy popełnię i skutecznie pomagają mi nie popełniać błędów. Mam kilka spektakularnych potknięć na swoim koncie, które na szczęście udało się naprawić dzięki kolegom z pracy. Wielokrotnie urządzaliśmy burzę mózgów i dyskutowaliśmy, co tu zrobić, żeby pacjenta wydrzeć za uszy z objęć śmierci. Wielu pacjentów udało nam się ściągnąć z zaświatów, wielu niestety nie, dla wielu było za późno. Dlaczego piszę udało się nam? Bo pracuję ze wspaniałymi, mądrymi lekarzami.
Do najgorszej pomyłki zaliczam nierozpoznanie skrętu żołądka u psa z głęboką klatką piersiową. Na szczęście dla mnie i dla psa podejrzewałam skręt śledziony i poprosiłam o pomoc koleżankę, bardziej doświadczoną. Bogu niech będą dzięki, że mam w sobie tyle pokory, żeby prosić o pomoc, wsparcie i konsultację. U pacjenta ostatecznie wykonano gastropeksję. Pies przeżył. A ja przez kolejne dwa tygodnie mówiłam o sobie, że jestem debilem i że prawie zabiłam psa, bo BYŁAM PEWNA, ŻE TO NIE OSTRE ROZSZERZENIE ŻOŁĄDKA Z JEGO SKRĘTEM. Ta sytuacja dała mi potężnego pstryczka w nos. Uważałam się za nienajgorszego internistę, który bardzo dobrze radzi sobie w sytuacjach tzw. emergency, ale ta sytuacja kazała mi zejść na ziemię i ciężej pracować, dociekać, drążyć i ufać swojej intuicji. Bo kiedy myślę, że coś w pacjencie jest bardzo nie tak, to na pewno tak jest. W popełnianiu błędów nie ma niczego złego, o ile nie są to błędy, które mogą skutkować zgonem. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym wypuściła tę suczkę do domu. Nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia.
Każdy błąd czegoś mnie nauczył, ba każdy zgon pacjenta wiele mnie nauczył. Praca w miejscu, do którego trafiają najtrudniejsze przypadki jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Uczy szybkiego podejmowania decyzji, często na podstawie samych informacji z wywiadu, skróconego badania klinicznego i ew. badania fast – często na np. radiologiczną ocenę pacjenta nie ma czasu. Kiedy liczą się sekundy nie ma czasu na zastanawianie się. Trzeba podejmować szybko, dobre decyzje. A jeśli podejmie się złą decyzję lub popełni błąd to trzeba żyć z ich konsekwencjami.