life,  veterinary,  work

Wybór drogi

Już za moment nowi lekarze weterynarii będą zastanawiać się nad wyborem swojej drogi zawodowej. W zasadzie pewnie wielu z nich ma już swoje plany, w końcu ostatni semestr powoli dobiega końca. Weterynaria oferuje wiele ścieżek rozwojowych. W poniższym tekście znajdą się wskazówki dla tych, którzy chcą zawodowo związać się z leczeniem małych zwierząt. Oczywiście ile osób, tyle dróg, a każda z nich jest dobra. Nie czuję również, żebym była idealnym przykładem na to jak robić karierę, ale może ten wpis rozjaśni trochę w głowie komuś zagubionemu.

Staż zawodowy

Staż z Urzędu Pracy jest nazywany przeze mnie pieszczotliwie biedostażem. Jest to niestety jedna z najpopularniejszy form zatrudnienia absolwentów. Co ciekawe po studiach wcale nie musicie odbywać żadnego stażu, ale bardzo wielu pracodawców będzie proponowało Wam właśnie taką formę pracy. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Pieniądze. Taki stażysta to praktycznie zerowe koszty dla firmy.

Absolwent to jest osoba, którą trzeba kontrolować w pracy, uczyć, podpowiadać, pilnować. Wg. wielu generuje więcej problemów niż zysków dla pracodawcy. Jest w tym sporo prawdy, bo studia uczą niewielu przydatnych praktykom rzeczy, a już na pewno nie uczą jak leczyć, jak rozmawiać z klientem, jak zbierać wywiad, jak patrzeć na pacjenta i jak się z nim porozumiewać. Umiejętności miękkie na studiach? A co to takiego? Kończymy studia i jesteśmy w większości zieloni jako diagności. Dlatego warto rozważyć rozpoczęcie bidostażu. To tylko parę miesięcy i spora szansa na zdobycie doświadczenia, jeśli z głową wybierze się miejsce. Im więcej współpracownicy będą pozwalali Wam robić tym lepiej dla Was.

Wielu z Was jest oczywiście super ogarniętymi ludźmi, którzy mają w małym palcu podstawowe manualne czynności lekarsko-techniczne. Ja nie miałam. I odwagi również nie miałam. W ogóle po studiach byłam totalnie niepewna siebie jako lekarz. Jeśli jesteście pewni siebie, macie w sobie sporo odwagi i jesteście ogarnięci manualnie to śmiało celujcie w pracę na pełen etat, na umowie o pracę. Przygotujcie się jednak na to, że wymagania będą wysokie, a oferowane zarobki niskie lub w Waszej opinii nieadekwatne. W weterynarii w Polsce z zarobkami i umowami jest dziwnie, ale o tym pewnie wiecie, jeśli czytacie różne weterynaryjne grupy na Facebooku.

Klinika całodobowa

Moim zdaniem zaczepienie się w placówce całodobowej to najlepsza rzecz jaką młody lekarz może dla siebie zrobić. Można się bardzo dużo nauczyć w stosunkowo krótkim czasie. Człowiek zderza się z masą przypadków, chorób, które ciężko się diagnozuje, z pacjentami w stanie zagrożenia życia. Jeśli tylko nie boicie się pracy to polecam. To są miejsca, w których człowiek nie ma czasu podrapać się po tyłku, bo przez większość dyżuru zapierdziela z motorkiem w tyłku. To są miejsca, w których docenia się posiłki w płynie – zbawienne szejki, które można pić w drodze do i z łazienki, o ile oczywiście znajdzie się czas na wizytę w toalecie. Całodobówki to szkoła życia. Z całego serca polecam, żeby na jakiś czas zaczepić się w takiej placówce. Celowo piszę „na jakiś czas”, bo praca w takim miejscu jest wyczerpująca – fizycznie i psychicznie, ale doświadczenia tam zdobytego chyba nie da się z niczym porównać.

Wyjazd zagranicę

Bardzo wiele osób z mojego otoczenia wyjechało po studiach zagranicę. Ja nie mam z tym doświadczenia, ale mogę Wam polecić bloga WeteryMarii, która pracuje na Wyspach. Może gdybym była bardziej odważna?

Podsumowanie

Wydaje mi się, że jestem ostatnią osobą, która powinna Wam coś doradzać, ale za chwilę miną dwa lata odkąd skończyłam studia i chyba coś na temat początków w zawodzie mogę powiedzieć. Pierwsze miesiące spędziłam pracując jako asystent wsparcia technicznego w branży outsourcingowej. Byłam obrażona na weterynarię, zarobki i siebie. Potem doszłam do wniosku, że średnio nadaję się do robienia czegokolwiek innego niż leczenia zwierząt. Wylądowałam na stażu, pod koniec którego stwierdziłam, że trzeba coś zmienić i tym sposobem wylądowałam w klinice całodobowej. To też jest śmieszna historia, bo mój Damian naciskał na mnie, żebym wysłała CV. W tamtym czasie bałam się nawet wysłać maila, no bo kimże ja jestem, co ja umiem, co ja mogę zaoferować pracodawcy?

Spędziłam tam rok i 8 miesięcy. Było super. Ogarnęłam się jako lekarz. Samodzielne dyżury nocne, ciężkie dyżury świąteczne i weekendowe zahartowały mnie w weterynaryjnych bojach. Nabrałam pewności siebie. Spotkałam tam osobę, która bardzo wpłynęła na mnie jako na lekarza. Bez niej czuję się trochę jak bez ręki. Nauczyła mnie wszystkiego, co aktualnie umiem, chociaż byłam dla niej niezłym wrzodem na dupie – dziękuję Ci Asiu za wszystko!

Dlatego szczerze polecam pracę w dużych placówkach, polskich i zagranicznych. Bardzo szybko człowiek uczy się samodzielności, podejmowania decyzji, nabywa potrzebnych umiejętności. Nie zliczę ile razy byłam w sytuacji „Kurde, nigdy tego nie robiłam, ale jeśli nie spróbuję to szanse pacjenta na przeżycie spadną do zera.” To takie rzucenie się na głęboką wodę. Dużo ułatwia znalezienie mentora, który wspiera i pomaga. Nawet jeśli czasami jest to tylko wsparcie telefoniczne.

Bez względu na to jaką drogę wybierzecie, życzę Wam powodzenia. I nie dajcie sobie nikomu wmówić, że jesteście beznadziejni i nic nie warci. Nie jesteście, nawet jeśli wielokrotnie będziecie odbijać się od ściany na rozmowach kwalifikacyjnych. W końcu znajdziecie swoje miejsce. Ja znalazłam nowe, moje na dłużej (mam nadzieję) miejsce, w którym chciałabym realizować się zawodowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *